Lubisz dobre kino? To tak jak ja! Jednak ja lubię filmy klasy B i to nie koniecznie te oglądane w kinie, tylko na VHS 🙂
Tym postem uruchamiam karuzelę śmiechu i rozbijam skarbonkę wiedzy na temat wszystkich filmów, które mi się kiedykolwiek spodobały (a nawet na temat tych, które mi się nie spodobały). Nie wiem, w którym kierunku to wszystko pójdzie, ale jednego możesz być mój czytelniku pewien – będzie dużo akcji, „starej dobrej amerykańskiej akcji” (przy okazji konkurs – z jakiego to filmu to cytat?).
Od czego zaczniemy? Jako, że wybór nie był prosty, musiałem użyć systemu losowania sprawdzonego przy prognozowaniu wyników piłkarskich mistrzostw świata: przed psem moich rodziców położyłem kiełbasę podwawelską (Steven Seagal) i kiełbasę wegetariańską (Ingmar Bergman). Pies na szczęście wybrał dobrze i dzisiaj opowiem Wam o Nico, mojej fascynacji warsztatem aktorskim Steven’a, a także o tym, co łączy Seagala z innymi topowymi aktorami kina akcji oraz … z Polską.
Co na temat Stevena Seagala mówi Wikipedia – urodziny obchodzi 10 kwietnia (nie wiem, czy jego narodziny to był jakiś prognostyk katastrofy smoleńskiej, ale musimy pamiętać, że wiele jego filmów było określane mianem katastrofy właśnie).
Co mamy dalej – 7 dan w Aikido, jako pierwszy ever w historii prowadził dojo w Kraju Kwitnącej Wiśni i Więdnącej Gałęzi (gdyby słuchali polskich reklam w radio, nie mieliby takich problemów ;)).
Kiedy Steven osiągnął najwyższy stopień oświecenia i popracował już trochę z CIA (takie plotki rozsiewał przez jakiś czas), postanowił zostać gwiazdą kina akcji. Przyjrzyjmy się więc teraz chronologicznie poszczególnym etapom aktorskiej kariery Stevena.
Złoty Steven
Ciekawe u Stevena jest to, że w przeciwieństwie do wielu innych aktorów (nie tylko w swojej niszy), nie zaczynał od gejowskiego porno czy graniu w filmach, które trzeba było dubbingować ze względu na fatalną znajomość języka language.
Nico ponad prawem
Jego pierwszy występ w „Nico” (tytuł w Europie, w USA znany jako „Ponad prawem”, a Polsce na przegrywanych VHS-ach jako „Nico ponad prawem”) to start z wysokiego C. Ten film to było jak zrzucenie bomby atomowej, której fala uderzeniowa wyniosła go na szczyty filmów strzelano-kopanych, a efekty promieniotwórczego opadu dają rezultaty do dziś w coraz to dziwniejszych przedsięwzięciach filmowych „człowieka o uniwersalnym wyrazie twarzy”.

Kim albo czym był Nico? Nico to anioł (przy okazji były agent CIA), chyba, że się go wkurwi i zagrozi jego familii (a w szczególności Sharon Stone – tak, słynna Sharon robiła portfolio u Stevena zanim pokazała wszystko w „Nagim instynkcie”). Wkurwiony Nico wygląda prawie tak samo jak smutny, wesoły, zamyślony etc. (patrz obrazek wyżej), ale uruchamia wtedy „kill mode”: bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna się „hetakomba”. Któż jeszcze wystąpił w tym przełomowym filmie? Oprócz „króla kucyków” (i nie chodzi o Korwina) i wspomnianej wcześniej, Sharon mamy tu jeszcze w obsadzie Pam Grier – gwiazdę blaxploitation movies już w trochę w schyłkowym etapie kariery, którą wskrzesił blisko dekadę później Quentin Tarantino w „Jackie Brown”.
Najlepsze teksty z Nico:
Nico osaczony przez pięciu zabójców kartelu narkotykowego z długą bronią:
Zbójca nr x: Nie zabijesz nas wszystkich twardzielu.
Nico wypala mu prosto w serce i rzuca: Ale dostanę piątkę za starania
Nie jest to może szczytowe osiągnięcie w dziedzinie one-linerów (od tego będzie inny bohater niniejszego cyklu), ale dobre 6/10.
Czytelników, którzy znajomość ze Stevenem nawiązali w późniejszym etapie jego kariery (Srebrny Steven lub Steven Brązowy) może zaskoczyć fakt, że w tym filmie jest jeszcze zdecydowanie mniejszy od Obelixa, ma tylko jeden podbródek i ogólnie waży poniżej 200 kg.
Jak mogła potoczyć się tak dobrze rozpoczęta kariera? Steven Seagal łamie ręce (znak firmowy) kolejnych przeciwników w kolejnych hitach box office’u. Zróbmy tutaj krótki przegląd, chociaż każde z tych dzieł warte jest osobnego tomu w encyklopedii Brittanica:
„Wygrać ze śmiercią” / „Hard to Kill”
Steven gra Masona Storma, policjanta w Mieście Aniołów, który założył podsłuch nie temu komu trzeba. Zamiast posady w Polskich Nagraniach dostaje za to w nagrodę wjazd na chatę ziomków w kominiarkach, którzy rozpylają ołów w całym domu. Skutki całej tej zabawy są takie, że żonie Masona kończy się termin przydatności, Mason w śpiączce (i pod przykrywką jako John Doe) leży w szpitalu, a ich dziecko trafia do konspiracji do znajomego policjanta. Co dzieje się dalej, to w pewnym sensie łatwo przewidzieć, ale jest parę smaczków. Mason leży sobie i odpoczywa dobre siedem lat, zapuszcza w międzyczasie brodę i nagle odwala numer, którego nie powstydziłby się sam Łazarz – generalnie wstaje prawie z martwych i ze śpiączki wraca do żywych. Tajming ma w tym doskonały, bo gangstery, którzy chcieli go załatwić właśnie się zorientowali, że go jednak wcześniej nie załatwili i mają namiary na jego szpitalną miejscówkę. Mason z pomocą pielęgniarki, która nie raz widziała go nago, ucieka ze szpitala (przy okazji – pielęgniarkę gra ówczesna żona Stevena). Perypetie dalej są różne, Mason w tydzień odzyskuje pełną sprawność, co oznacza że jest tylko trochę silniejszy od Pudzianowskiego i szybszy od geparda. Dalej po nitce do kłębka, znajduje złych winnych, w międzyczasie dając pani pielęgniarce to, na co liczyła przez całe siedem lat podstawiając mu kaczuszkę, czyli dziki seks na podłodze w nielegalnie zasiedlonej willi. Finał jest znany – prawie cała rodzina (z wymienionym komponentem żeńskim) jednoczy się i żyli długo i szczęśliwie. Zanim jednak to nastąpi Mason dwukrotnie wygeneruje złamanie otwarte ręki przyszłemu Bobbiemu Sixkillerowi z Renegata (kto by pomyślał, że ten gość ma prawdziwe imię i nazwisko – Branscombe Richmond). A no i jeszcze załatwi głównego złego – skorumpowanego senatora USA (kto by pomyślał, że w pięknej hAmeryce politycy to takie same szuje jak u nas).
Co ciekawsze teksty:
1.1 Bandyta w sklepie do Jasona: Co się tak krzywisz?
1.2 Mason: Bo to niesprawiedliwe, was jest tylko czterech, i został ci już tylko jeden nabój.
2.1 Mason po strzale w kierunku genitaliów skorumpowanego senatora: O kurde, chybiłem, ja nigdy nie chybiam – są aż tak małe?
3.1 Główny zły senator: „Masz to jak w banku” („You can take that to the bank”)
Aaaa i jeszcze bym zapomniał – dopiero w tym filmie debiutuje jego kucyk (z włosów), który stanie się jednym z najsłynniejszych kucyków w historii kina i telewizji.
Żal się rozstawać ze Złotym Stevenem, ale tylko wspomnę kolejne produkcje bo mi brakuje już tuszu w klawiaturze:
„Wybraniec śmierci” / „Marked for death”
Steven jako były agent DEA kontra narkotykowa wersja duetu Milli Vanilli. Jedna z rozmów Partner Stevena: „Rozmawiałeś z nimi? I jak poszło?” S:”Słabo. Jeden myślał, że jest bohaterem, a drugi, że umie latać. Obydwaj się mylili.”
„Szukając sprawiedliwości” / „Out for justice”
Steven jako detektyw na Brooklynie z konszachtami w mafii kontra znarkotyzowany William Forsythe, któremu po cracku przywidziało się, że jest Donem Corleone i rządzi na mieście. Wszystko przy akompaniamencie Beastie Boys „No sleep till Brooklyn”. Film ze sceną, którą uwielbiają dentyści – Steven + szalik + bila do bilardu + zęby niezliczonej rzeszy przeciwników.
Najlepszy dialog:
S: „Jak nazywa się tamta dziewczyna?”
Siostra Richiego Madano (głównego złego): „Która?”
S:”Ta, która sutkami mogłaby wykręcić numer telefonu”.
„Liberator” / „Under siege”
Steven jako Casey Rayback – były Navy-seal i aktualny kucharz na lotniskowcu (zgodnie z sugestią z komentarza BB-63 – pancerniku) w tandemie z cyckami Eriki Eleniak wyskakującymi z tortu (gwiazda „Słonecznego patrolu”) kontra Tommy Lee Jones jako szalony były agent CIA i Gary Busey, jako najbrzydsza drag-queen w historii, którzy przejmują pancernik z głowicami jądrowymi na pokładzie.
„Na zabójczej ziemi”/ „On deadly ground”
Steven jako „agent środowiskowy” (jestem po dwóch whisky i wciąż nie mam pomysłu co to znaczy) kontra Michał Caine, tym razem w roli milionera (złego), a nie lokaja milionera (dobrego) i John C. McGinley (Dr Cox z Hożych Doktorów). Gra toczy się o dobro alaskańskich malamutów (i ich właścicieli), którym nie smakuje rafinowana ropa naftowa. Pierwszy film reżyserowany przez Stevena. Pierwszy film ze zboczeniem środowiskowym w jego dorobku. Pierwsza nominacja do Złotej Maliny (w trzech kategoriach) i od razy wygrana w kategorii „Najgorszy reżyser” (Steven zawsze debiutuje z przytupem).
„Liberator 2”/ „Under siege 2: Dark territory”
Steven jako słynny już kucharz przesiada się z pancernika do pociągu i okazuje się, że żeby nie mieć niebezpiecznych przygód powinien wybrać rower, bo te rzadko są przejmowane przez żądnych zemsty i pieniędzy szalonych byłych agentów CIA. Katherine Heigl (znana później z „Chirurdzy” / „Grays Anathomy”) jako pół-ninja-siostrzenica-Stevena. Kultowe powiedzenie S: „Nobody beats me in the kitchen”.
„Krytyczna decyzja” / „Executive decision”
Steven jako komandos współpracujący z Kurtem Russelem w kwestii odbicia w locie porwanego samolotu. O dziwo Steven w tym filmie … umiera (ale wieści z planu są takie, że bronił się przed tym zaciekle – zaczęli kręcić te sceny o 6 rano, to dopiero koło 20 przekonali Stevena, że na to się kurde bele umawiali i żeby teraz nie odwalał).
„Nieuchwytny” / „The Glimmer man”
Steven jako były agent CIA (a jakże) i aktualny policjant (a jakże) w tandemie z Keenanem Ivory Wayansem (jeden z trio Wayansów odpowiedzialnych później za np. „Straszny film” / „Scary movie”) walczą z rosyjską mafią, skorumpowanymi agentami CIA i szalonym biznesmenem wykorzystując ostrą jak brzytwa kartę kredytową, „slang ruskich murzynów” („black russian”) i wyciąg z penisa jelenia (pod język).
„W morzu ognia” / „Fire down below”
Steven jako agent ochrony środowiska kontra Kris Kristofferson (Whistler z Blade’a, gwiazda country w jednym), który w tym filmie zajmuje się zakopywaniem toksycznych odpadów w otoczeniu pięknych krajobrazów i ćwiczeniem na ergometrze wioślarskim. Drugi film ze zboczeniem środowiskowym. Pierwszy film w którym Steven gra w soundtracku i jest to muzyka country (człowiek renesansu). Kolejna wielokrotna nominacja do Złotych Malin.
W tym miejscu wg. mojej klasyfikacji kończy się Steven Złoty i zaczyna Srebrny. Kończą mi się kartki więc krótko i na temat.
Srebrny Steven
Ten okres wciąż daje filmy o niezłej wartości rozrywkowej, które jeszcze często trafiają do kin, a nie od razu na VHS-y. Okres ten otwiera „Patriota” / „The Patriot”, gdzie Steven gra naukowca (bardziej wiarygodny byłby tylko w roli „Wielkiego Liberace” ;)) walczącego z jakaś amerykańską sektą, która rozpuszcza po kraju śmiertelnego wirusa – słabe otwarcie. Ale były lepsze momenty tego okresu – Steven kręci sceny walki w stylu Jeta Li (dla przypomnienia: Jet waży jakieś 30kg, Steven 230kg – liny, które go utrzymywały w trakcie akrobacji musiały być prętami żelbetowymi) w „Mrocznej Dzielnicy” / „Exit wounds”. W dziele tym gra (o dziwo) policjanta, który łączy siły z raperem DMX-em, żeby pokonać skorumpowanego policjanta (czy zaczynacie dostrzegać pewien wzorzec? ;)) w postaci Spawna, czyli Michała J. White’a. Nie mam na razie miejsca na opisanie wszystkich filmów z tego okresu, więc przejdę do „polskiego łącznika”, nie jedynego, ale „najlepszego”;)
„Poza zasięgiem” / „Out of reach”
Film, który (chyba wbrew założeniom) jest śmieszniejszy od „13-tego posterunku” z panem Czarkiem i skeczów kabaretu Koń Polski razem wziętych. Otwarcie jest potężne, a później jest już tylko lepiej. Steven jako były tajny agent (tak wiem, nie spodziewaliście się tego wątku w scenariuszu) koresponduje (i tu teraz uwaga) z losową trzynastolatką z polskiego „bidula”, która pisze listy w perfect-inglisz-strejt-out-of-brajton, więc Steven podnosi poziom trudności dodając do korespondencji szyfr Cezara. Steven, po tym jak nie otrzymał listu od dłuższego czasu od swojej pen friend, wyrusza z Alaski czy innej Nebraski, w której się zaszył, na poszukiwania. I tak – przyjeżdża do Polski. Taka dygresja odnośnie kręcenia tego filmu – pamiętam jaki w Warszawie był szał za czasów zdjęć do tej superprodukcji – każdy chciał dotknąć Stevena, ale Steven obstawiał się z każdej strony bodygardem jakby był jakąś Whitney Houston. Wracając do fabuły – jest tyle pięknych wątków, że nie wiem, od którego zacząć. Może od wizyty na polskim posterunku. Steven wparowuje na rzeczoną miejscówkę, bo chce pomóc polskiej blond piękności policjantce rozwikłać sprawę zaginięcia korespondencyjnej znajomej. I okazuje się, że w trakcie kiedy cała światowa policja żyła wtedy jeszcze w roku 2004, to polska policja była już w 3004. Po przekroczeniu progu posterunku oczom Stevena i widzów ukazuje się scena niemalże z „Raportu mniejszości” – monitory, lasery, szmery bajery, hologramy – standardowe wyposażenie polskiej policji (co przypomina mi jak 10 lat po premierze tegoż filmu znajomy zgłaszał kradzież roweru na warszawskim Mokotowie i policjant prosił go żeby podarował im starą drukarkę, albo chociaż sam papier, bo nie mają). Najlepsze jest to, że Steven zostawiony sam na sam z tym morzem technologii jest w stanie włamać się do policyjnych komputerów w 8 sekund, następnie odwala klasyczne CSI („Zoom in, enhance it”) – ze zdjęcia składającego się z czterech pikseli robi fullHD-3D-niemal-video zdobywając bezcenne informacje. Drugą moją ulubioną sceną jest scena w zamtuzie, gdzie „kierowniczka” wprowadza elementy edukacji historycznej i opowiada Stevenowi jak to „król Staś” przechodził sobie tajnymi tunelami z pałacu na wizyty u kurtyzan do wspomnianego wyżej przybytku rozkoszy. Niemniej truskawką na torcie (jakby ujął to Tomek Hajto) tego filmu jest aktor-budynek, moja alma mater, czyli Politechnika Warszawska. Jest ona (co trochę zrozumiałe ) siedzibą „głównego złego” w tym filmie. Czasami przemknie po ekranie banner imprezy studenckiej, bo komuś się nie chciało zdjąć do filmowania, ale kluczowa jest finałowa scena, gdzie Steven i jego turecki przeciwnik latają jak opętani po znanych każdemu studentowi korytarzach łapiąc za wiszącą tam broń białą. Myślałem, że w ramach podniesienia emocji sceny finałowej ostateczna walka rozegra się (jak to zwykle bywa) pod drzwiami dziekanatu, ale padło na aulę główną, na której Steven rozpłatał szablo-mieczem swojego oponenta.

Tyle z okresu Srebrnego, bo chciałbym jeszcze dwa słowa o Brązie.
Brązowy Steven
Nie bez przyczyny ten okres w twórczości Stevena nazwałem kolorem, który kojarzy się tylko z twórczością Ryszarda Rynkowskiego, ale przede wszystkim z produktami ubocznymi procesów metabolicznych ludzi i zwierząt. Z drobnymi wyjątkami (no dobra jednym – „Maczeta” / „Machete”) chyba każdy jeden film / produkcja z tego okresu to mniejsza lub większa kupa (chyba, że bierzemy je w zestawie z substancjami psychoaktywnymi, to wtedy złoto ;)). Pozwolę sobie tutaj przeanalizować krótko tylko jednego „wybrańca”:
„Kill Switch”
Zacznę od tego, że w trakcie kręcenia tego filmu Steven pokłócił się z resztą ekipy i generalnie z 40-minutowego materiału ekipa postanowiła zmontować pełnometrażowy film. Skutek jest taki, że sceny walki wszystkie wyglądają z grubsza tak samo – rzut na Stevena, rzut na oponenta, latająca kamera i przeciwnik (a raczej tył jego głowy) na ziemi. Czasami w jednej walce dokładnie ta sama scena powtarza się kilka razy, czasami Steven w trakcie walki zmienia znacząco wagę i ubrania;). Film mógłby się nazywać kopiuj-wklej żeby tytuł lepiej oddawał jego zawartość. Steven ma losowe flashbacki z dzieciństwa, które nie mają żadnego związku z fabułą (chociaż po prawdzie nie jestem w stanie stwierdzić, czy ten film ma jakąś). Generalnie film jest chyba o tym, że Steven próbuje aresztować jakąś liczbę seryjnych morderców. Ale jeśli spodziewalibyście się, że zostaną ustalone motywy mordercy – nic z tych rzeczy. Steven mieszka cały film z jakąś laską, która randomowo pojawiła się w jego apartamencie (godnym raczej króla Zimbabwe niż policjanta). Laska przez chyba wszystkie sceny jest ubrana w ten sam szlafrok (a sceny teoretycznie dzieją w różnych dniach tej całej przygody). Żeby uświadomić chaos i zniszczenie jakie robi w mózgu ten film nagle bez ostrzeżenia leci taki strzał: „Wysysał mięso z kości jakby jadł żeberka z grilla” – historia clowna zjedzonego przez mordercę kanibala ściganego przez Stevena i jego partnera, którzy zostali poczęstowani przez rzeczonego kanibala odrąbaną kończyną ofiary. W międzyczasie Steven zostaje wytypowany na głównego podejrzanego (w trakcie, kiedy to się dzieje Steven okłada młotkiem prawdziwego winowajcę). No i wraca laska w szlafroku, tyle że już nie jest w szlafroku, bo zabił ją drugi psychopata ścigany przez Stevena. Steven akurat wrócił na chatę i uruchamia „furious anger” i „vengance upon thee” i rozprawia się z kolejnym seryjnym mordercą-samobójcą (samobójcą, bo zadarł ze Stevenem). I w ten sposób dochodzimy do sceny finałowej, która wygląda jak przeklejona z innego filmu, bo brakowało paru minut. Generalnie Steven podjeżdża Mercedesem G klasą (typowy policyjny samochód) pod jakąś zajebistą chatę w lesie, w której to wita go JEGO rodzina (chyba żona i chyba dzieci), ale nie jakby wyszedł przed paroma laty i skruszony wracał na jej łono, ale jakby wyszedł rano i wrócił po południu z fabryki. A żona mówi do niego po sowiecku. Steven rozdaje dzieciom prezenty i zaprasza sowiecko-języczną, wystrojoną jak na sylwestra żonę na małe co nieco w sypialni (a w zasadzie to ona jego i na zachętę odsłania kibić). THE END. Rozumiecie coś z tego? Ja też nic – tego się nie da opowiedzieć słowami, to trzeba zobaczyć – https://www.cda.pl/video/10291681.
Życie i pożycie
Nie wiem czy oglądaliście kiedyś taki serial „Życie jak sen” / „Dream on”, gdzie w różnych momentach życia bohaterowi w głowie odtwarzają się fragmenty filmów, które oglądał w dzieciństwie, często ilustrujące jego różne fantazje (w tym te erotyczne). To jest trochę podobnie ze Stevenem Seagalem.
Przyjrzyjmy się zatem jak wyglądało „prawdziwe” życie Stevena Seagala (cudzysłów jest tutaj zamierzony, bo w niektórych przypadkach prawdopodobnie sam Steven nie wie, czy zdarzenia, o których opowiadał wydarzyły się naprawdę, czy tylko w jego głowie).
Gdyby tak nagle Ryszard Ochódzki zadzwonił do Stevena i zapytał „A jak tam w Waszym życiu prywatnym?”, to co Steven mógłby odpowiedzieć?
Steven to niepoprawny romantyk wodzony na manowce przez kobiety-kusicielki. Gdy tylko wyjechał z Japonii będąc żonaty z Fujitani (pierwszą żoną, dzięki której niejako wżenił się w prowadzenie dojo) uwiodła go niejaka Adrienne La Rusa i to tak skutecznie, że się z nią ożenił. Ledwo zdążył się obejrzeć i nawet nie zdążył dobrze okrzepnąć w drugim, równoległym małżeństwie, gdy sidła na niego zastawiła kolejna zalotnica – Kelly Le Brock (jej osiągnięcia to tekst w reklamie „Don’t hate mi because I’m beautifull” i wspólny występ z SS w ww. „Wygrać ze śmiercią”). Generalnie Steven nie ogarnia do końca w te urzędowe papiery, bo przy trzecim ożenku udało mu się dopiero zakończyć oficjalnie pierwszy (drugi zdaje się uległ jakiejś automatycznej anulacji na wniosek oblubienicy).

Niestety, nie było to klasyczne do trzech razy sztuka, bo żądne boskiego dotknięcia zalotnice czaiły się na każdym kroku. Na ten przykład nieraz zdarzało się, że któraś wymusiła na nim (patrząc mu intensywnie w oczy), żeby poprosił ją o zdjęcie bluzki i następnie pokazał jej magiczne punkty z akupresury (tzw. „meridians”), które wszystkie przypadkowo znajdowały się między szyją, a końcem mostka. Innym razem wszystkie asystentki się na niego uwzięły i w zmowie symultanicznie ukartowały oskarżenie niewinnego Stevena o jakieś tam erotyczne podśmichujki, propozycje, łapanie za części ichniejszego ciała, etc. Doszło nawet do tego, że pełen zaufania Steven stał się tak łatwym celem dla tych wszystkich modliszek, że oskarżały go nawet o posiadanie haremu pełnego seksualnych niewolnic. Tak – w dużym skrócie, Steven Ochódzkiemu odpowiedziałby, że nie miał w życiu szczęścia do kobiet.
Okazuje się, że pomimo sukcesów na ekranie i box office, nie wiodło mu się też do końca w życiu zawodowym. W którymś momencie Steven odkrył Buddę, zanieczyszczenie środowiska i parę innych kwestii zmieniających dramatycznie jego światopogląd. Pech chciał, że jego wspólnik załatwił mu kontrakt na 4 filmy, na który pieniądze wyłożyła mafia (niesławna rodzina Gambino). No i okazało się, że nowi pracodawcy chcą widzieć starego, dobrego Stevena, łamiącego ręce i rzucającego czasami czerstwe one-linery, a nie trzydziestego-ósmego Dalaj Lamę, medytującego nad przemijalnością ludzkiego życia. Finał tej całej imprezy odbył się w sądzie (pozew na 60M USD za naruszenie kontrakuti utracone korzyści), gdzie zeznania Stevena były podważane przez prawników drugiej strony dowodzących, iż rzeczony Steven to notoryczny kłamca i nawet jego włosy nie są prawdziwe.
Jak wspomniałem wcześniej Steven to święty człowiek i to naprawdę – został ogłoszony tulku (czyli bytem, który w związku z nieskończonym współczuciem dla ludzi narodził się ponownie, aby pomóc osiągnąć wszystkim oświecenie) przez wodza jednej z najstarszych odmian buddyzmu. Niestety tutaj też złe języki postanowiły rozsiewać „fake newsy’, że Steven sobie kupił to zaszczytne miano, a on tylko bardzo zaangażował się w życie nowej społeczności, do której dołączył i dlatego złożył hojną dotację na świątynię budowaną przez ogłaszającego.

Z innych osiągnięć w życiu poza filmowym: Steven jest dobrym ziomkiem Wladimira P., ma obywatelstwo Rosji oraz Serbii (poza Amerykańskim). Jest też znany w kręgach kaskaderów z tego, że niespodziewanie kopie ich po jajach, żeby sprawdzić, czy są dobrze przygotowani i mają założony ochraniacz (jedna miernota pojechała po takim „dzień dobry” do szpitala, ale umówmy się – nie był takim razie godzien pracować z boskim Stevenem). Jest też znany w środowisku mieszanych sztuk walki (MMA), jako rzekomy jeden z trenerów jednego z najlepszych zawodników w historii tej dyscypliny – Andersona Silvy (podobnież pomógł mu udoskonalić jedną z technik, którą Andersen nokautował przeciwników).
Podsumowując, Steven to zdecydowanie jeden z tych artystów, którego dzieła warto znać (jeśli jest się fanem ;)), ale jego samego już nie koniecznie.
>Steven jako Casey Rayback – były Navy-seal i aktualny kucharz na lotniskowcu
USS Missouri nie jest lotniskowcem.
W takim razie moje riserczery nie będą dzisiaj nic jadły
> hetakomba
To słowo to „hekatomba”.
co do poprawności tego wyrazu zdania są podzielone – każdy ma swoją wersję, o np. taki wiceminister sprawiedliwości niejaki Patryk Jaki – hatakumba;)
nie wiem ale chyba ma 15 lat
Kelly LeBrock bardziej chyba była znana z „Dziewczyna z komputera”. Przynajmniej ja ją tak pamiętam z czasów nastoletnich 😉
Ciekawy trop filmowy – muszę obadać, bo jakoś przegapiłem.
Kelly LeBrock to była niezła rakieta w tamtych czasach, chyba nawet przebijała spaceX muska
Kto to pisał?
ja:)
kuuuurcze, był jeszcze film o grubym SS we więźniu, nie pamiętam tytułu 🙂
żeby jeden 😉 – ale na pierwszy rzut oka to będzie kolaboracja z JaRulem, czyli „Half Past Dead” / „Wpół do śmierci”
https://www.youtube.com/watch?v=BfhXil2ipLc
Najlepszy soundtrack zaraz po Rocky’m 🙂
errorone Dzięki za artykuł, przyjemnie się go czytało „)
fajnie – miło mi to czytać 🙂
Nie doczytałem do końca ale muszę to napisać bo zapomnę. W filmie Hard to Kill, Mason budzi się ze śpiączki i pielęgniarka dzwoni do jego kumpla na komisariat żeby go o tym powiadomić i przypadkowo dowiadują się o tym skorumpowani gliniarze. Także to nie kwestia timingu. Pozdrawiam
Słuszna uwaga, na starość pamięć już nie ta sama u mnie.
Oprócz tego jest jeszcze wspaniałym bluesmanem, albo countrowcem i nagrywa płyty: https://www.cduniverse.com/search/xx/music/artist/steven+seagal/a/albums.htm&frm=www.cduniverse.com
To jest prawdziwy człowiek renesansu. Moja krótka notka prezentuje tylko wierzchołek góry lodowej jaką jest kariera Stevena. Trzeba by książkę wydać, że opisać wszystkie przedsięwzięcia Seagala’, poniżej kilka wybranych osiagnięć, które dla utrzymania długości notki w ryzach pominąłem:
To jeszcze jeden wątek i „Tytuł”, który SS otrzymał
https://www.youtube.com/watch?v=MnizmsTW8ys
od 7:17
Co tu dużo mówić – człowiek wielu nagród 🙂
Proszę się nie śmiać z filmu „Mroczna Dzielnica” / „Exit wounds” – jak na dokonania SS, to świetny film, a patrząc na ostatnie filmy tego Pana, zasługuje na ocenę „dzieło co najmniej wybitne”!
„Mroczna dzielnica” ma swoje momenty. Mi najbardziej do gustu (oprócz Stevena oczywiście) przypadł Tom Arnold, który nadaje temu filmowi trochę kolorytu. Masz rację, że jak spojrzymy na karierę SS „od końca”, to można „Mroczną dzielnicę” nazwać, może jeszcze nie Mount Blanc, ale jakieś Rysy to już jak najbardziej 😉