Całkiem niedawno wyruszałem na jedną z ważniejszych imprez w moim dotychczasowym życiu (zamykała pewien ważny dla mnie etap). Ponieważ impreza miała w programie spożywanie napojów powszechnie uznawanych za wyskokowe zdecydowałem się dotrzeć na miejsce tradycyjną taksówką (wiem, jak stary dziad, bo teraz się jeździ Uberem). Nie wiedziałem jeszcze, że decyzja o wyborze tego środka transportu pozwoli mi zajrzeć za kulisy światowego futbolu, dowiedzieć się jak to jest „po drugiej stronie” i poznać świat dzikiego seksu lat 60-tych.

Akt I – Atak homoimperium w trakcie Euro 2016

Jako, że dzień imprezy zbiegał się akurat z polskim świętem narodowym, czyli walką Polaków o półfinał Euro 2016 (w meczu z Portugalią) zagadałem niewinnie do kierowcy:

Ja: To jaki wynik Pan obstawia?
Taxi Driver: będzie 2-1 dla nas, albo karne i nie wiadomo

Niby nic takiego, ale chyba musiałem jakoś zbić TD z pantałyku, bo z warszawskich Kabat, na warszawskie Szczęśliwice chciał jechać przez Powsin (przypis red. nacz. – droga mniej więcej tak optymalna jak z Warszawy do Berlina przez Moskwę). Myślę sobie „skoro tak zaczynamy, to szykuje się noc szalona jak w trakcie sylwestra z polsatem”.

Po szybkiej synchronizacji z polem magnetycznym Ziemi TD wrócił na właściwe tory i wypalił znienacka: „A Pan wie, że ten Ronaldo to pedał?”. W tym momencie obsmarkałem sobie wyjściowe mokasyny i udało mi się wydusić z siebie tylko cieniutkie: „Eee??”. TD tymczasem nie zwalniał tempa i po tym szybkim lewym prostym poprawił od razu kombinacją: „Bo wie Pan, tą co mu chłopaka urodziła pogonił, sam dzieciaka wychowuje. On niby te baby obraca, co raz to inną, ale mi się wydaje, że on to lubi, no wie Pan, od czasu do czasu od tyłu”. Ja dalej czyszczę mokasyny …

Akt 2 – Near-death experiences

Po historii zapoznawczej nastąpiła chwila oddechu i refleksji. Ponieważ pierwsza prowokacja do dyskusji skończyła się moją zdecydowaną porażką uznałem, że oddam pole interlokutorowi.
TD: A wie Pan, że ja mam dopiero dwadzieścia lat?
Myślę sobie „gość wygląda na kogoś lat 50-60, WTF?”, i powoli zaczynam się utwierdzać w przekonaniu, że z 2 osób w taksówce tylko ja jestem jeszcze trzeźwy. Tym razem wspiąłem się na wyżyny elokwencji i z niemałym wysiłkiem wycedziłem: „Aaale jak to?”
TD: Bo wie Pan, ja 20 lat temu narodziłem się na nowo.
Po tym co TD zaserwował mi na przystawkę spodziewałem się, że dostanę najnowsze informacje w temacie reaktywacji sekty „Niebo”…
TD: To było tak, moja żona (teraz już eks-żona), miała mi zrobić zastrzyk. Niby nie pierwszy raz, bo to któryś zastrzyk z kolei, ale chyba trochę dziabnięta była i chyba wbiła się nie tam gdzie trzeba. Ja to, wie Pan, niewiele pamiętam, podobno siny się zrobiłem.
J: Ale tunel Pan widział?
TD: Tunel tak, było światło. Ale proszę Pana, jak ktoś będzie Panu bajki opowiadał, że zobaczył tam cały swój życiorys, albo Jana Pawła pasącego krowy, to wszystko kłamstwa i proszę nie wierzyć. Jest światło i jest jak w aquaparku, jakby Pan zjeżdżał w takiej wielkiej rurze z wodą.

Akt 3 – Sex, kłamstwa i pistolety

Przez chwilę zrobiło się trochę smutno, trochę straszno, ale oto na ratunek naszej konwersacji przyszły blokowiska Ochoty, które zamajaczyły właśnie na horyzoncie. TD trochę się rozpromienił, uśmiechnął i tak do mnie rzecze: „oo, tu widzi Pan przyjeżdżałem kiedyś do jednej takiej. Kiedyś przyjechaliśmy do niej z kolegą, ona była z koleżanką, no i wie Pan jak to dalej – kolega poszedł z koleżanką, ja zostałem z nią i wie Pan, huhu”. Wydawało się przez chwilę, że po kursie ze mną TD może chcieć odwiedzić stare śmieci, ale po chwili dodał: „ciekawe czy jeszcze żyje, teraz by miała już z 75 lat”. Ja nie bardzo wiedząc, czy gratulować, czy składać kondolencje czekam na dalsze opowieści zachęcając tylko rzuconym niedbale: „ahaa”.

TD: O, a tutaj wie Pan, kiedyś wiozłem jedną taką, już trochę wcięta była. Mówi, że jest żoną policjanta. Odwożę na miejsce, a ona do mnie, żebym poszedł z nią, bo potrzebuje zejść jeszcze do piwnicy coś zabrać, a męża nie ma i ona nie czuje się bezpiecznie, bo tam u nich ciemno. Mówi do mnie, Pan postoi na górze schodów, ja zejdę do piwnicy, zabiorę co mam zabrać i załatwione. Myślę sobie, w porządku, pomogę kobicie. No i ja stoje na tej górze, ona schodzi do piwnicy i krzyczy do mnie: „proszę zejść na dół”. Ja myślę „coś się stało”, to schodzę. Jestem na dole, rozglądam się a ona do mnie: „proszę mnie tu zgwałcić”. Mówię do niej, kobieto opanuj się (a w głowie, że ten mąż to może już wrócił i zleci do nas jak wrzaski usłyszy, z pistoletem jeszcze). A ona mi mówi, żebym gwałcił, bo czuje podniecenie tylko jak się musi bronić.

Nie muszę chyba pisać, że mokasyny były już w stanie tragicznym, trochę też dostało się koszuli i poważnie żałowałem, że nie mam na sobie pampersa dla dorosłych. Jak to mówią w „Chwili dla Ciebie” – „śmiechom nie było końca”.

Epilog

Na szczęście (albo nieszczęście, bo w sumie szykował się materiał na najlepsze wydawnictwo satyryczne od czasów „Klub Masztalskiego. 1000 dowcipów”) dotarliśmy do końca naszej podróży. TD jeszcze na odchodnym rzucił: „Proszę Pana, byśmy dalej pojechali to ja bym Panu jeszcze opowiedział, co na tej kanapie wyrabiali profesorowie, politycy, księża”. Ja już pożegnałem się tylko, a w głowie kłębowisko myśli z jedną przebijającą się najmocniej ze wszystkich „a mogłem zaimpregnować mokasyny tym dynksem do zamszu”.

Nie bądź chytry, podziel się linkiemShare on Facebook
Facebook
Tweet about this on Twitter
Twitter
Email this to someone
email

One thought on “STUDIO YAYO, albo niesamowite opowieści warszawskich taksówkarzy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.